
Determinacji i wytrwałości w dążeniu do celu trudno odmówić 90-letniemu dziś panu Kazimierzowi ze Skarżyska-Kamiennej, który od lat nie tylko przed polskim, ale również europejskim wymiarem sprawiedliwości walczy o swoje prawa. Przekonany do swoich racji, wierzy, że wystarczy mu życia i pieniędzy na to, by ich dowieść...
Historię życia pana Kazimierza i żyjącej jeszcze wówczas żony Wiesławy poznaliśmy ponad 10 lat temu, kiedy blisko 80-letni mieszkaniec Skarżyska-Kamiennej zwrócił się do redakcji z prośbą o interwencję w sprawie rzekomego przestępstwa, którego miał się wobec małżonków dopuścić związek wyznaniowy, do którego przez lata należeli. Przedmiotem sporu był fragment działki, którą związek miał wyłudzić od małżonków. W tej sprawie wpłynęło zawiadomienie do skarżyskiej prokuratury, która odmówiła wszczęcia postępowania.
Po złożonym przez pana Kazimierza zażaleniu, sprawa trafiła na wokandę. W lutym 2018 roku odbyło się posiedzenie, podczas którego skarżyski sąd rozpatrzył sprawę pana Kazimierza.
- Prokurator popełnił kupę błędów. Doszło do sfałszowania aktu notarialnego, są błędne numery działek. To była prywatna umowa użyczenia działki. Wtedy związek nie był nawet zarejestrowany. Związek wyłudził tą działkę. Umowa w 2007 roku została zawarta bez naszego udziału - nie było ani mnie, ani żony - mówił przekonany do swoich racji pan Kazimierz, który próbował cofnąć darowiznę wskutek jawnej niewdzięczności obdarowanego.
Sąd nie podzielił jednak jego zdania. Jak tłumaczyła sędzia Halina Gromska, w 1987 roku małżonkowie zawarli przed notariuszem umowę użyczenia, w której darowali dwóm osobom po 1/4 udziałów własności w działce.
- W 2007 roku ta działka została zgodnie z prawem przekazana na rzecz związku wyznaniowego. Odbyło się to przed notariuszem i nie nosiło znamion czynu zabronionego. Ci panowie mieli prawo do dysponowania tą nieruchomością. Mogli przenieść prawo własności na związek wyznaniowy bez państwa udziału - argumentowała sędzia H. Gromska dodając, że wewnętrzne przekonania, nie mogą stanowić podstawy do wszczęcia postępowania.
Podobne stanowisko przedstawił prokurator.
- Państwo oddali w 1987 roku część swoich udziałów na rzecz dwóch mężczyzn. To, że oni przekazali je na rzecz związku wyznaniowego mogło się odbyć bez waszego udziału. Dokumenty są rzetelne i prawdziwe, akt notarialny został skutecznie zawarty - argumentował prokurator Krzysztof Płatek.
W obliczu takich faktów, Sąd Rejonowy w Skarżysku-Kam. zażalenie na postanowienie Prokuratury Rejonowej w Skarżysku-Kam. uznał za bezzasadne. Postanowienie prokuratury z listopada 2018 roku zostało utrzymane w mocy.
- Wobec braku znamion czynu zabronionego nie ma dowodów podważających autentyczność aktów notarialnych. Przez lata pan Kazimierz nie rościł pretensji do związku wyznaniowego. Dopiero po śmierci żony, rozczarowany postawą jego członków. Ze względu na te okoliczności, zażalenie na uwzględnienie nie zasługuje. Odmowa wszczęcia śledztwa przez prokuraturę była słuszna. Wewnętrzne przekonanie nie znalazło potwierdzenia w materiale dowodowym - mówiła w uzasadnieniu sędzia Gromska, dodając, że zaskarżenie jest prawomocne, nie służy od niego odwołanie. Postanowienie zostało wydane w trybie odwoławczym.
Pan Kazimierz nie dał jednak wiary tłumaczeniom polskiego wymiaru sprawiedliwości. Choć sprawa była dogłębnie zbadana przez trzy niezależne kancelarie prawne skierował skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Przedmiotem postępowania było tam aż pięć wątków, m.in. wspomniana już sprawa działki, którą miał wyłudzić związek wyznaniowy, kwestia niewypłacania przez ZUS żonie pana Kazimierza renty (czego niestety nie doczekała) oraz odszkodowania za pobyt w więzieniu w 1964 roku, kiedy to pan Kazimierz miał być prześladowany ze względów wyznaniowych. W lubym br. Europejski Trybunał Praw Człowieka orzekający jednoosobowo, zdecydował o uznaniu powyższej skargi za niedopuszczalną.
- Tu przede wszystkim czas zadziałał na niekorzyść, doszło do przedawnienia, jak również zbyt wiele wątków było poruszonych w skardze - wyjaśnia asystent osoby niepełnosprawnej z ramienia Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Jesień życia dla małżonków - mieszkańców Skarżyska-Kam. okazała się pasmem bólu i cierpienia. Całą nadzieję pokładali w związku wyznaniowym, do którego należeli. O ile pan Kazimierz pracował zawodowo, pani Wiesława udzielała się w sąsiadującej z ich posesją Sali Królestwa Bożego. Związek wyznaniowy, do którego należeli od urodzenia i któremu poświęcili życie, stał się ich opoką i wsparciem po śmierci jedynego syna.
Z czasem, gdy lat przybywało, a żona zaczęła chorować, opieka nad nią zaczęła przerastać możliwości pana Kazimierza. I wtedy też zaczął starać się o świadczenie dla żony. Swoje zarzuty skierował od adresem Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, który miał przekroczyć swoje uprawniania odmawiając przyznania pani Wiesławie świadczeń o charakterze socjalnym. Prokurator odmówił jednak wszczęcia śledztwa ze względu na brak cech przestępstwa, a tym samym brak znamion popełnienia czynu zabronionego.
- Żona nigdy nie miała zdrowia. Przeżyła okupację. Była świadkiem okrutnego traktowania jej ojca, który był bity i poniżany z powodu wyznania. Odbiło się to piętnem na jej zdrowiu. Nigdy nie była zdolna do pracy zawodowej - mówił jesienią 2013 roku pan Kazimierz, który wówczas po raz pierwszy zwrócił się o pomoc do redakcji Tygodnika.
Bezradny, starał się o umieszczenie kobiety w Zakładzie Opiekuńczo-Leczniczym, ale odmówiono, z uwagi na brak "lat pracy".
- Ja mam swoje lata i nie daję rady, a zdani jesteśmy sami na siebie. Znikąd pomocy. Moja emerytura ledwie starcza na życie i rachunki, a gdzie lekarstwa, środki higieniczne? - mówił bezradnie wskazując na utracone nadzieje, jakie pokładali w związku wyznaniowym.
- Poświęciliśmy im całe życie. W latach 80. oddaliśmy nawet część działki na potrzeby związku. Co tydzień spotykali się tam nasi bracia i siostry. Dopóki byliśmy młodzi i zaangażowani, było wszystko w porządku. Dziś nikt nie przyjdzie, nie zapyta, jak się żona czuje, czy czegoś nam nie potrzeba. Żadnej pomocy - mówił 10 lat temu pan Kazimierz. - Nie chodzi o mnie, ale o żonę, o jej lata pracy. Robiła tyle, co kilku mężczyzn. I co ma w zamian? Żadnej wdzięczności - ubolewał mężczyzna, który podjął starania o rentę socjalną dla żony z uwagi na ciężką sytuację materialną i ogromne koszty związane z opieką i leczeniem.
Lata starań i pism procesowych przyniosły pożądany skutek. Pani Wiesława, otrzymała decyzję o przyznaniu świadczenia, którym nie cieszyła się jednak, bo zmarła.
Pan Kazimierz wiedzie samotne życie w pustym domu, podupadając również na zdrowiu, sam wymaga pomocy i opieki. Ale - jak mówi - rekompensaty za krzywdy, które mu wyrządzono stara się dochodzić przed wymiarem sprawiedliwości.
- W tej chwili pan Kazimierz oczekuje na termin rozprawy w Sądzie Okręgowym w Kielcach, który ma się pochylić nad kwestią odszkodowania za pobyt w więzieniu w latach 60. Miał tam trafić z powodów religijnych, że niby działał na szkodę Polski Ludowej. Odsiedział ok. 3 miesiące. Jest szansa na pozytywne rozstrzygnięcie tej sprawy - mówi asystent dodając, że pan Kazimierz ma przyznanego adwokata z urzędu, który bazuje na głośnych sprawach Władysława-Siły Nowickiego (zasiadał w rządzie Olszewskiego a po wyjściu z więzienia był obrońcą w procesach rehabilitacyjnych żołnierzy AK i WiN).
- Już pisałem, gdzie się dało, do prokuratury rejonowej, krajowej, rzecznika praw obywatelskich, wszędzie utrącają moje sprawy i specjalnie lekceważą, przeciągają w czasie licząc, że w końcu zejdę z tego świata. Ale ja nie dam za wygraną, nie spocznę póki żyję - mówi pan Kazimierz dodając, że wniósł kasację do Sądu Najwyższego w sprawie działki, o której mowa w artykule.
Ewelina Jamka
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie