Reklama

Zanim trafią na policyjny "dołek" podróżują po kilkadziesiąt kilometrów

Koronawirus, zakażenia, a także zachorowania z nim związane sparaliżowały już nie tylko pracę urzędów czy innych instytucji użyteczności publicznej. Z powodu niedrożnego systemu opieki zdrowotnej, z trudnościami w swojej pracy, na co dzień muszą stykać się świętokrzyscy policjanci. By osadzić osobę zatrzymaną w policyjnym pomieszczeniu dla osób zatrzymanych, zwanym popularnie dołkiem, pokonują co najmniej kilkadziesiąt kilometrów. Dlaczego?

 

Funkcjonariusze z którymi rozmawiamy na ten temat, chcą pozostać anonimowi. Jak podkreślają, obawiają się o konsekwencje dyscyplinarne jakie mogą wobec nich zostać wyciągnięte.

- Każdy z policjantów ma świadomość tego, że zarządzenie w czasie pandemii koronawirusa na pewno nie jest zadaniem łatwym, ani tym bardziej przyjemnym. To sytuacja ekstremalna i kryzysowa. Faktem jest, że ostatnie decyzje utrudniają nam pracę – rozmówcy TYGODNIK-a nie owijają w bawełnę. Ich zdaniem, sporo kontrowersji wywołały ostanie decyzje dotyczące osób, jakie mają zostać osadzone w policyjnym areszcie.

- Za każdym razem nasi funkcjonariusze stosują się do określonych wytycznych. Procedury w tej materii nie zmieniły się od lat - podkreśla nadkom. Kamil Tokarski, rzecznik prasowy świętokrzyskiego komendanta wojewódzkiego policji w Kielcach. Z osobami zatrzymywanymi realizowane są tzw. czynności procesowe. Jeśli zapadnie decyzja o umieszczeniu zatrzymanego w PDOZ, taka osoba wcześniej jest badana przez lekarza. Dotyczy to nie tylko pijanych.

Wszystko po to, by stwierdzić, czy nie ma żadnych przeciwwskazań, by umieścić ją "na dołku". Jeśli oczywiście lekarz wyrazi na to zgodę, zatrzymany mieszkaniec może spędzić czas w policyjnym areszcie.

W październiku dochodziło do kuriozalnych sytuacji, w których stróże prawa z Kielc musieli pokonywać kilkadziesiąt kilometrów autem wraz z zatrzymanym. W jakim celu? Po to, by dana osoba została przebadana przez lekarza. Mundurowi z Kielc musieli jechać np. do szpitala w Skarżysku-Kam., a nawet Starachowic.

- Po decyzji wojewody trzeba było jeździć poza Kielce. Lekarz stwierdzał czy nie ma przeciwwskazań do osadzenia ich w PdOZ – zaznaczył rzecznik Tokarski. Jeszcze do niedawna było tak, że policjanci jechali do najbliższego szpitala, który świadczył usługi. W Kielcach nie było to możliwe, ale jak dodał nasz rozmówca wkrótce ma się to zmienić. - W Kielcach nie było bowiem możliwości zbadania osób, które miały trafiać do PDOZ. Stąd wybór placówek w Skarżysku czy Starachowicach – tłumaczył nadkom. Tokarski.

Nasi anonimowi rozmówcy zwracają uwagę na jeszcze jeden fakt. - Policjanci są na służbie, pełniąc swoje obowiązki. Fakty są takie, że zamiast koncentrować się na pracy w swoim mieście czy innym obszarze działań, pokonują dziesiątki kilometrów w radiowozach. Tracą przez to nie tylko czas. Kto pokrywa koszty przejazdów? Naturalnie my, podatnicy – twierdzą informatorzy. Czy  ta sytuacja ulegnie zmianie?

- Z informacji jakie posiadamy wynika, iż został w tej sprawie ogłoszony przetarg. Chodzi o zastosowanie rozwiązań, które mają usprawnić pracę – zaznaczył rzecznik KWP Kielce.

Rafał Roman

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Skarzyski.eu




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do