
Marian Kwiatkowski, mieszkaniec Lipowego Pola Skarbowego ma co opowiadać młodym pokoleniom. Pamięta jak rozbudowywało się sołectwo, jak w każdym domu był warsztat tkacki. Jako 22-letni młody mężczyzna był członkiem Armii Krajowej. Postanowił podzielić się z nami swoimi wspomnieniami.
Jedzenia nie brakował
Mimo podeszłego wieku pan Marian doskonale pamięta dawne dzieje. Jeszcze jako dziecko mieszkał na Książęcym. Do Lipowego Pola Skarbowego przeprowadzili się z rodziną kiedy miał 5,5 roku. A rodzina była dość liczna. Jego ojciec miał trzech synów z pierwszego małżeństwa. Kiedy zmarła mu żona ponownie się ożenił. Z drugą żoną miał kolejne dzieci.
- Po ojcu jestem 9 dzieckiem, po matce 6 – mówi pan Marian.
Wiele wspomnień o ciężkich czasach przekazał mu ojciec, który urodził się w 1983 roku.
- Chłopi nie mieli wtedy żadnych praw, mieszkali w czworakach. Ja już tego nie pamiętam. Ruscy inżynierowie wytyczyli Lipowe Pole Plebańskie. Wszyscy robili w polu. Dali im po 14 mórg. Mój dziadek był kowalem, więc tacy nie dostali dużo pola, bo w polu nie robili - wspomina.
Jeszcze kiedy mieszkali w Książęcym powodziło im się nieco lepiej.
- Była tam leśniczówka, mieliśmy swoje i jeszcze kawał ziemi od leśniczówki - mówi.
W końcu jego matka kupiła trochę ziemi.
- Siało się len. Na łące leżało ok. 6 tygodni, a potem było międlenie. Miałem wtedy ze 4 lata - wspomina. - Pamiętam, że w każdym domu był warsztat tkacki. W polu robota trwała do listopada. Zimą w kuchni był zakład tkacki. Mama robiła płótno na koszule, robiło się też chodniki, pokrycia na łóżka. Wszystko się oszczędzało, ale jedzenia nigdy nie brakowało - dodaje.
Pęd do nauki
Jako młody chłopak pan Marian był bardzo ambitny. Chciał się uczyć, ale nie było to takie proste.
- Była szkoła w Lipowym Polu, ale kiedy skończyłem 3 klasę zrobili tak, że w jednym oddziale niektórzy uczyli się i po 3 lata. Uczyło się w domu. Jak skończyłem 4 oddziały to zaczęli budować nową szkołę. Do 7 klasy chodziłem w Kościelnym - opowiada.
Kiedy skończył szkołę ojciec dał go na naukę do krawca.
- Chodziłem tam z pół roku. Kolega polecił mi szkołę rzemieślniczą w Olkuszu. Złożyłem papiery i po tygodniu przysłali informację, że będzie egzamin. Zacząłem chodzić na korepetycje z matematyki. Uczyłem się od Wielkanocy do 22 czerwca - wspomina. - Nagle okazało się, że szkołę przekształcili na mechaniczną i trzeba było zdawać egzamin z 5 przedmiotów. Było 560 kandydatów na 80 miejsc. Łatwo nie było, ale udało mi się zdać egzaminy. Jeden ze wsi byłem na egzaminach - podkreśla z dumą.
Przygoda z partyzantką
Pan Marian miał 22-lata kiedy wstąpił w szeregi Armii Krajowej. Był wtedy 1943 r.
- Do partyzantki mogło iść dwóch lub trzech, bo był strach, żeby się nie dowiedzieli - mówi.- Moim dowódcą był sierż. Bronisław Gładzik ps. Chmura. Dowodził placówką Skarżysko - Książęce, nasza placówka miała nr 117. Został on rozstrzelany przez żandarmów niemieckich w starciu pod Szydłowem - dodaje.
Nie był ranny podczas żadnej z akcji. Pamięta ulotki, napad w lesie za Suchedniowem, akcję w Starachowicach. Jego pluton uczestniczył w dużej akcji oddziału por. "Szarego" - Antoniego Hedy. Jej celem było zajęcie majątku Pakosław koło Iłży, gdzie stacjonował pododdział SS. Akcja zakończyła się sukcesem. Niemiecki pluton został rozbity.
- Pamiętam pierwszą akcję, kiedy wzięli nas w lesie. Mieliśmy wskazać gdzie są Chlewiska. Pamiętam akcję w Starachowicach, gdzie chcieliśmy zabrać amunicję - wylicza.
W Starachowicach udało się zdobyć broń i amunicję, ale podczas powrotu partyzanci wpadli w zasadzkę. Wśród poległych był dowódca plutonu 117.
- Z Lipowego Pola zginęły 22 osoby. Niemcy ich rozstrzelali. Mój szwagier został zabity na Firleju - dodaje.
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie