Potężne straty poniósł właściciel firmy meblowej w Suchedniowie, gdzie w sobotę, 21 marca wybuchł pożar. Gasiło go ponad dwadzieścia zastępów straży pożarnej, piętnaście samochodów gaśniczych, dwa podnośniki, dwie cysterny pożarnicze, kontener ODO oraz dwie grupy operacyjne z Kielc i Skarżyska-Kamiennej. Podczas działań dwóch ratowników zostało poszkodowanych.
Wstępne straty oszacowano na 1,5 mln zł. Jeszcze w czwartek kiedy byliśmy na miejscu trwało wielkie sprzątanie. Po hali zostały zgliszcza. W pomieszczeniu biurowym przylegającym do hali nadal czuć spaleniznę. Mimo tego ludzie przychodzą do pracy.
- Cały czas sprzątamy, wywozimy co się spaliło i dalej szacujemy straty. Hala jest cała do zburzenia. Znajdowały się w niej nie tylko maszyny, ale i półprodukty. Był tu magazyn płyt, to tu przywożony był towar do produkcji na bieżące zlecenia - mówi Piotr Kwiatkowski, właściciel firmy.
Nie da się ukryć, że największe straty to te w maszynach. Niektóre z nich były dopiero co zakupione i jeszcze nie ubezpieczone. Spaliły się kompresory, filtry...
- Niektóre z maszyn, te starsze były ubezpieczone. Ale były i nowe, z tego roku i zeszłego. W tej chwili nie wiemy co dalej, co powie firma ubezpieczeniowa. Próbujemy teraz uratować niektóre maszyny, np. okleinę, która całkowicie się nie spaliła, ale i tak wymaga naprawy - mówi pan Piotr.
Ale to nie wszystko. Właściciel całkiem niedawno wymienił okna, drzwi, zamontował nowe ogrzewnice.
- Nie zostało po tym żadnego śladu - mówi rozgoryczony.
Mimo straty jednej hali fabryka działa. Właściciel nie planuje żadnych zwolnień, jeśli już to przymusowe urlopy.
- Mamy tylko tydzień przestoju. Nie jeździmy na montaże. Zrobię wszystko, by przestój nie trwał dłużej - zapewnia Piotr Kwiatkowski.
Właściciel mimo wszystko się nie załamuje.
- Teraz trzeba kupić nowe maszyny. Próbuję pozyskać dotację na ich zakup. Cały czas staraliśmy się rozwijać, utworzyć nowe miejsca pracy. Ten rozwój w tej sytuacji może się trochę opóźnić, ale nadal będzie produkcja. Trzeba to skumulować. Będzie ciasno, ale praca będzie trwać - dodaje.
Nadal nie wiadomo, co było przyczyną pożaru. Prawdopodobnie wada jednej z maszyn, ale to ma wyjaśnić dochodzenie, które nadal jest w toku. Sam właściciel również nie ma pojęcia jak mogło dojść do pożaru.
- Przypuszczalnie zawiniła instalacja elektryczna, chyba było jakieś zwarcie. W hali znajdowały się maszyny, które co jakiś czas wymagały naprawy - dodaje.
Komentarze opinie