Reklama

Z Syberii na Wawel w Krakowie

Z pożółkłych kart historii... Mija rok od śmierci Ireneusza Kulińskiego, harcerza, pasjonata turystyki, wieloletniego współpracownika TYGODNIKA SKARŻYSKIEGO. Znany był Czytelnikom TYGODNIKA SKARŻYSKIEGO z historycznych i turystycznych artykułów, które publikowaliśmy na naszych łamach. Z wykształcenia był politologiem, absolwentem wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, wieloletnim instruktorem ZHP, organizatorem spływów kajakowych Nidą, Pilicą i Wisłą, członkiem Polskiego Towarzystwa Historycznego.Przez kilka kolejnych tygodni przypomnimy niektóre artykuły pana Ireneusza publikowane u nas przed laty. Przychodzą kolejne, młodsze roczniki naszych Czytelników, dla których opowieści zmarłego Autora są nowa wiedzą.

 

W czasach mojej młodości prężnie działał Związek Harcerstwa Polskiego. Zbiórki harcerskie, biwaki, obozy i ogniska zbliżały i przyczyniały się do zawierania przyjaźni..

Były miejsca, w których odbywały się spotkania. Śpiewano piosenki harcerskie. Takim była góra Brzask miedzy Bliżynem a Skarżyskiem. Leśną polanę w pobliżu okazałej, stylowej drewnianej willi, zapamiętałem dobrze. Zabudowania należały do rodziny Porzeczkowskich. Dziewczęta i chłopcy biorący udział w tych spotkaniach, rozjechali się do różnych miejscowości w Polsce.

Po latach, już w wieku dojrzałym niektórzy wrócili do Skarżyska. Wspomnienia moich kolegów i dawnych druhów Bartłomieja Porzeczkowskiego i Janka Kulińskiego, stały się przyczynkiem do tej opowieści.

Echa Powstania styczniowego

Siedzimy przy stole w mieszkaniu Bartłomieja Porzeczkowskiego z Jankiem Kulińskim. Przeglądamy stare pożółkłe dokumenty i fotografie przodków rodziny Porzeczkowskich. Bartek i Jan to czwarte pokolenie po pradziadku Leonie Porzeczkowskim, uczestniku Powstania Styczniowego 1863 roku. Po powstaniu został zesłany na Sybir. Szczęśliwie zsyłkę przeżył i wrócił do Skarżyska. Pochowany jest na cmentarzu w Skarżysku-Kościelnym.

Syn Wacław Porzeczkowski, urodzony w 1884 roku, w czasie I wojny światowej wraz z żoną znalazł się na terytorium Rosji. Mało znane są okoliczności tego pobytu. Wiadomo tylko, że Wacław Porzeczkowski miał styczność z V Syberyjską Dywizją. Przebywał w Iszynie w guberni Omsk. Pracował jako kolejarz przy budowie kolei transsyberyjskiej. Tam rodziły się jego dzieci.

Od czasu rewolucji 1917 roku musiał sie ukrywać. Matka z dziećmi: Bogusławem, Marią, Mironem i Bożeną powróciła po 1920 roku do Polski. A Wacław Porzeczkowski zaopiekował się dziećmi, których rodzice zmarli na Syberii. Powrócił z nimi w ramach deportacji do Skarżyska.

Wyjazd do Krakowa i praca na Wawelu

W Skarżysku Wacław Porzeczkowski nie mógł dostać pracy. Rodzina była liczna, powiększona o dzieci Polaków, którzy zmarli na "nieludzkiej ziemi". Wyjechał do Krakowa i dostał stanowisko sekretarza odbudowy zamku na Wawelu. Zamieszkał na Wawelu wraz z liczną rodziną. Pomoc w znalezieniu tej pracy okazali koledzy Sybiracy. A od 5 listopada 1933 roku był przewodniczącym Związku Sybiraków Okręgu Krakowskiego. Żona Janina Porzeczkowska wychowywała także troje dzieci swej siostry, bo w czasie transportu z Syberii zmarła siostra i jej mąż, chorzy na tyfus.

Wspomina Bożena Kulińska z domu Porzeczkowska, najmłodsza córka urodzona w Iszynie w guberni omskiej na Syberii: "Był to najszczęśliwszy okres w moim życiu. Tu w Krakowie będąc "podlotkiem" występowałam jako baletnica, ponieważ uczęszczałam do Konserwatorium, a potem do szkoły muzycznej Żeleńskiego na rytmikę i plastykę. Pamiętam, jak na jakimś wieczorku wokalno-tanecznym tańczyłam "Humoreskę" Dworzaka i walc z opery "Faust". Za to dostałam podziękowanie, które ukazało się w prasie. Jak widać Ojciec i rodzinę angażował dla umilenia czasu związkowcom Sybirakom. Był z tego bardzo dumny. Takie beztroskie moje życie trwało do 1939 roku. Śmierć Ojca przerwała piękną młodość, a całość dopełniła w parę miesięcy po śmierci Ojca – wojna. Żałosne to było zakończenie. W 1940 roku Niemcy wykwaterowali nas z Wawelu."

Ziemia pod budowę willi na Brzasku

Hrabia Zygmunt Plater był częstym gościem na Wawelu u Wacława Porzeczkowskiego. Opowiadał o tworzącym się wśród lasów pięknym uzdrowisku. Porzeczkowski pod wpływem sugestii, zakupił na Brzasku koło Bliżyna znaczny obszar ziemi.

Wspomina Bożena Kulińska: "Wydaje mi się, że Ojciec mój był trochę romantykiem. Zawsze zachwycał się pięknem przyrody i chyba to go skłoniło do wybudowania willi wśród lasów na obrzeżach Skarżyska. Ten dom stał się naszą ostoją po wyrzuceniu nas przez Niemców z Wawelu. Tu przetrwaliśmy cały okres wojenny. Tu rozpoczęłam dorosłe życie."

Wiosną 1939 roku zmarł Wacław Porzeczkowski. Na początku 1940 roku na Wawelu urządził się Hans Frank mający tu swoją siedzibę. A wysiedlona rodzina wyruszyła w drogę do Skarżyska. Na Brzasku, w willi, która dotąd służyła jako miejsce letniskowe, osiadła. Często trafiali tu ranni partyzanci. Nocowali także ukrywający się przed Niemcami Polacy. W piecu chlebowym wypiekano raz w tygodniu chleb. Utrzymywano konie, ptactwo domowe i króliki. W mleko zaopatrywano się w pobliskim Ubyszowie. Niemcy rzadko tu docierali. Jednak w obawie przed nimi, urządzono w zabudowaniach kilka schowków dla ludzi. Były bardzo przydatne w czasie prowadzonych rewizji. Nad całością czuwała Janina Porzeczkowska, żona nieżyjącego Wacława. Wszyscy szczęśliwie doczekali wyzwolenia Polski w 1945 roku.

Wspomnienia J. Kulińskiego i B. Porzeczkowskiego

Słucham opowieści Bartka o swoim ojcu Mironie Porzeczkowskim. Założył rodzinę, mieszkał w Skarżysku. Prowadził firmę budowlaną i dom, w którym mieszka teraz jego syn, Bartłomiej. Bartłomiej poczuł "zew morza" i wyjechał do Szczecina. Tam ukończył Wyższą Szkołę Marynarki Handlowej i przez wiele lat jako oficer Polskiej Żeglugi Morskiej pływał po morzach i oceanach. Jak powiedział, łatwiej wymienić porty, w których nie był. Wrócił do "docelowego" w Skarżysku.

Bożena Porzeczkowska, córka Wacława z męża Kulińska, organizowała pierwsze przedszkole i pracowała z dziećmi. Wychowywała pięcioro dzieci. Syn Jan Kuliński, stary harcerz, dziś właściciel przedsiębiorstwa, które budował od podstaw, pracuje z dwoma synami Szymonem i Wojciechem. Profil tej firmy to ubojnia drobiu i inna działalność handlowa. Jako członek zarządu Stowarzyszenia Przedsiębiorczości i Sympatyków Skarżyska wspiera różne inicjatywy społeczne i kulturalne. Zofia była nauczycielką. Przez wiele lat, obok pracy zawodowej była szczepową drużyn harcerskich w dawnej Szkole Podstawowej nr 5 w Skarżysku. Córka Małgorzata była długoletnią pracownicą spółdzielczości, na rożnych stanowiskach jako ekonomistka. A Jagoda, najmłodsza córka ostatnio była naczelnikiem poczty w Ostrowcu. Druga córka Wacława i Janiny, Maria mieszkała z rodziną w Bliżynie. Mąż Jerzy Madej był znanym pedagogiem ,a później dyrektorem Liceum Pedagogicznego. Maria Madej miała trzy córki: Winicję, Kingę i Ewę. Wszystkie ukończyły studia pedagogiczne. Najstarsza Winicja była także namiestniczką zuchów w ZHP. Kierowała pracą najmłodszych harcerzy. Kinga uczyła w Skarżyskich szkołach, będąc m.in. zastępcą dyrektora szkoły. Mąż to także nauczyciel. Ewa ukończyła studia w Państwowym Instytucie Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Później po założeniu rodzin, rodzeństwo się rozjechało po Polsce. Winicja z mężem, pracownikiem naukowym Uniwersytetu Śląskiego zamieszkała w Katowicach. Tam była dyrektorem szkoły. Jej mąż Marian Pionk nadal pracuje naukowo publikując rozprawy naukowe z dziedziny historii. A Zofia Kulińska zamieszkała w pięknym o każdej porze Sandomierzu.

Koniec "ostoi" na Brzasku

Najbardziej dzielna i pełna poświęcenia dla swoich dzieci i wnuków była Janina Porzeczkowska, która wytrwała do końca swoich dni na Brzasku. Nie chciała się ruszyć z tego miejsca. Tu w dalszym ciągu zbierały się rodziny Porzeczkowskich, Kulińskich i Madejów na uroczystościach rodzinnych, często przy ognisku. Po śmierci Janiny willa opustoszała. Nikt z młodego pokolenia nie odważył się zostać w tej ostoi wśród lasu, bez bieżącej wody, z piecami kaflowymi i w znacznej odległości od miasta. Posiadłość została sprzedana. Później zabudowania zostały podpalone przez złych ludzi.

Spotkanie drugie u Janka Kulińskiego

Przy herbatce dziurawcowej (taką sobie zażyczyłem), siedzimy przy stole. Wiem, że mój rozmówca chce jeszcze coś powiedzieć, ale ma pewne opory. Dopiero po chwili informuje mnie o losach swojej rodziny ze strony swego ojca.

Ze starej kroniki dowiedział się, że jego dziadek Jan Kuliński był pierwszym komendantem straży pożarnej w Kamiennej.

Te wspomnienia spina jak klamra historii, tragiczne wydarzenie z okresu II wojny światowej. W lutym 1940 roku na Borze wraz z innymi harcerzami i członkami "Orła Białego" został rozstrzelany przez Niemców Jerzy Kuliński. Był wówczas 16-letnim chłopcem, członkiem drużyny harcerskiej przy Szkole Podstawowej nr 1. Spoczywa w zbiorowej mogile na Borze. To stryjek Janka Kulińskiego. Oglądamy Krzyż Za Zasługi dla ZHP przyznany pośmiertnie Jerzemu Kulińskiemu przez Główną Kwaterę Harcerzy. W imieniu rodziny odznaczenie przyjmował Jan Kuliński. Krzyż ozdobiony Rozetą z Mieczami przechowuje mój rozmówca jak rodzinną relikwię. Widzę wzruszenie, kiedy mówi o uroczystości harcerskiej poświęconej poległym harcerzom. To historia, która powinna być żywa wśród młodego pokolenia. Jerzy Kuliński, 16-letni harcerz spełnił słowa poety Juliusza Słowackiego zawarte w wierszu "Testament mój":

Lecz zaklinam – niech żywi nie tracą nadziei

(...) A kiedy trzeba - na śmierć idą po kolei,

Jak kamienie przez Boga rzucane na szaniec!...

Ireneusz Kuliński VI 2001 r.

 

Na zdjęciu: Wacław Porzeczkowski (w środku) ze Związkiem Sybiraków w sali magistratu Krakowa.

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Skarzyski.eu




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do