
W Skarżysku-Kamiennej są od niedzieli, 27 lutego. Przyjechali z zaatakowanej przez Rosję Ukrainy, z miasta Kiwerce (stolica rejonu w obwodzie wołyńskim) koło Łucka. Wiera, Nina i ich dzieci Irina, Tatiana, Sofija i Andrij są bezpieczni w Polsce. Dzięki ludziom dobrej woli w Skarżysku-Kamiennej mają zapewniony dach nad głową i jedzenie.
- Organizujemy dla nich pomoc między znajomymi, korzystamy też z darów, które znajdują się w Miejskim Centrum Kultury. Żywność jest z Caritasu. Przyjechali do nas w niedziele 27 lutego. Na początku znaleźliśmy dla nich lokum, ale trzeba by było ich rozdzielić, nie chcieliśmy tego robić. Na szczęście udało się całą szóstkę zakwaterować w jednym mieszkaniu, gdzie mogą bezpłatnie przebywać - mówi Artur Michalski, który opiekuje się rodziną ukraińską.
Gdy przyjechali do Polski dzieci były w szoku, wiadomo inny język, nic nie rozumiały...
- Oczywiście wszyscy byli zmęczeni, ale szczęśliwi, bo bezpieczni - mówi Artur Michalski.
- Już na granicy była wielka pomoc dla nas. Wolontariusze spod granicy polsko-ukraińskiej przywieźli nas bezpośrednio pod wskazany adres do Skarżyska, gdzie już czekali na nas nasi przyjaciele - mówi Nina.
- Na granicy po stronie Ukrainy staliśmy całą noc z dziećmi. Po stronie Polskiej poszło znacznie szybciej. Gdy już byliśmy w Polsce bardzo pomagali pogranicznicy, od razu zaproponowali pomoc z dojazdem, ubraniami i jedzeniem, a nawet dawali pieniądze - zaznacza Wiera.
- Gdy wyjeżdżaliśmy z naszego miasta było w miarę bezpiecznie. W pierwszym dniu wojny było niebezpiecznie w Łucku, to jest jakieś 15 kilometrów od nas, tam już były bombardowania. U nas tylko alarmy bombowe były. W Kiwercach nie ma obiektów strategicznych, ale mężczyźni zostali zmobilizowani, zostały tam nasze rodziny, ojcowie naszych dzieci. Część naszej rodziny tam została, rodzice, mężowie. Mamy z nim stały kontakt, dzwonimy do siebie, piszemy - zgodnie podkreślają.
- Jesteśmy zaszokowani rozmiarem pomocy, jaka spotka nas tu w Polsce. Mamy gdzie mieszkać, mamy co jeść. Otrzymaliśmy pomoc kompletną, niczego nam obecnie nie brakuje. Jesteśmy bardzo wdzięczni i dziękujemy za to wszystko - mówi Wiera.
- Tu czujemy się bezpiecznie. Do samego końca wierzyliśmy, że Rosja nie odważy się nas zaatakować. Nie spodziewaliśmy się, że będzie agresja na taką skalę.Mamy nadzieję, że ten koszmar skończy się jak najszybciej. Jeszcze nie wiemy,co będziemy robić później. Teraz potrzebujemy pracy, nie chcemy siedzieć bezczynnie, żeby nas ktoś utrzymywał, chcemy zarobić chociaż na rachunki - mówią Wiera i Nina.
Zbyszek Biber
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie