Włodzimierz Ciszek nauczył się robić zabawki już jako młody chłopak. Wtedy jedynie pomagał swojemu ojcu - Stanisławowi. Sam pracuje od ponad 30 lat. Wytwarza zabawki ludowe z drewna. Pomaga mu syn i żona, ale nie za wiele, mają swoje obowiązki zawodowe.
- Tata zaczął robić zabawki za okupacji. Nie było z czego żyć po wojnie, rolnictwo było słabo rozwinięte i trzeba było sobie jakoś radzić - wspomina pan Włodzimierz. - Ojciec robił nie tylko zabawki, ale i rzeźbił. Był samoukiem. Ja również nauczyłem się wszystkiego od niego. Widziało się na co dzień jak to robi. Później zacząłem jeździć na plenery rzeźbiarskie i powoli to się rozwijało. Dziś na wsi właściwie tylko ja tylko robię zabawki, a jeszcze 30 lat temu robili niemal wszyscy - podkreśla.
Swoje zabawki pan Włodzimierz tworzy w pracowni, która znajduje się na terenie jego posesji. Powstają tam konie na biegunach, taczki, wózki dla lalek, wozy drabiniaste, kołyski, karetki z konikami, koniki na kółkach, ludziki, bryczki różnego rodzaju, poruszające się na kijku karuzelki i klepoki, stołeczki, stoliczki. Znajdą się i przepiękne anioły. Jest w czym wybierać.
- Najpierw kawałek drewna trzeba obrobić na kobyłce. Każdy element powstaje oddzielnie, np. gdy robię konia, głowę trzeba potem przykleić. Na koniec zostaje malowanie, z tym jest najgorzej. To wszystko jest bardzo pracochłonne, praca jest mozolna - twierdzi.
Każda z zabawek jest niepowtarzalna, bardzo starannie wykonana, pomalowana na żywe kolory i ciekawie zdobiona. Przyciągają wzrok nie tylko dzieci, ale i osoby dorosłej, która w tych zabawkach dostrzega swoje dzieciństwo.
Praca po 8 godzin dziennie
Zima to czas kiedy pan Włodzimierz tworzy najwięcej.
- Dziennie pracuje się po 8 godzin, ale jest z tym rożnie, bo mam też i inne obowiązki - mówi. - W zależności od tego jakie konie robię - czy duże czy mniejsze, schodzi z tym różnie. Np. 10 koników średniej wielkości jestem w stanie zrobić w ok. dwa tygodnie. Ze zrobieniem figurki dziadka siedzącego na bryczce wyrabiam się w ciągu dwóch godzin - mówi pan Włodzimierz. - Latem trzeba jechać w Polskę i to sprzedać np. na jarmarkach, na które jestem zapraszany. Nie są to rzeczy tanie i człowiek cieszy się kiedy podchodzą starsi ludzie, mówią, że fajne, że przypominają im ich zabawki z dawnych lat i nie patrząc na cenę kupują swoim wnukom - dodaje.
Pan Włodzimierz, podobnie jak jego ojciec także rzeźbi. Są to w większości figury bab i dziadów, ale nie tylko. Do tej pory rzeźby pana Stanisława można podziwiać w jednej z pracowni pana Włodzimierza.
Laureat nagród
Włodzimierz Ciszek od 2001 r. jest członkiem Stowarzyszenia Twórców Ludowych, brał udział w różnych konkursach, w tym międzynarodowych oraz wystawach. Ostatni z konkursów odbył się w Bielsku-Białej.
- Międzynarodowe konkursy odbywają się co dwa lata. Dwa razy zostałem laureatem I nagrody. Na takie konkursy trzeba wykonać kilka zabawek, ja robię koniki, wózki, bryczki - mówi pan Włodzimierz.
W X jubileuszowym Międzynarodowym Konkursie na Zabawkę Tradycyjną Włodzimierz Ciszek otrzymał wyróżnienie I stopnia. W 2013 roku otrzymał nagrodę w Konkursie na Twórcę Jarmarku Jagiellońskiego.
Zabawki pana Włodzimierza docenione i zauważone były w całej Polsce. Znajdują się w m.in. w Muzeum Zabawek i Zabawy w Kielcach, w Toruniu, Warszawie, w Muzeum Etnograficznym w Krakowie, w Muzeum Wsi Opolskiej. W muzeach robi także pokazy.
Warsztaty dla dzieci
Pan Włodzimierz ubolewa, że rodzinna tradycja może zaginąć, bowiem jego syn pochłonięty jest pracą zawodową i brak mu czasu na robienie zabawek. Zamiłowanie do tej sztuki próbuje przekazać młodemu pokoleniu podczas warsztatów. Ostatni odbyły się podczas ferii w Suchedniowskim Ośrodku Kultury "Kuźnica" w Suchedniowie. Zainteresowanie było olbrzymie. Przyszło ok. 40 dzieci.
- Przez dwa dni przygotowywałem koniki na te warsztaty. Zrobiłem ich 40. Każdy z uczestników dostał swojego drewnianego konika i mógł go pomalować, potem dorabiało się ogon ze sznurka - wspomina pan Włodzimierz.
Komentarze opinie