Pani Urszula mieszka w starym, drewnianym domu sama. 8 lat temu zmarł jej mąż. Nie miała dzieci, musi liczyć tylko na siebie i pomoc obcych ludzi. Z tym jest różnie.
- Mąż jak żył zrobił centralne, na strychu puścił rury, żeby w domu nie było ich widać, a teraz ja się muszę męczyć - mówi. - Mąż chorował, dużo pieniędzy szło na leki, musiałam pożyczać, a teraz nie mam z czego oddać. Z emerytury 380 zł potrącają mi na spłatę zadłużenia, do tego 300 zł na inne opłaty, leki, a gdzie życie. Nie mam na podatek, nikt mi nie umorzy - dodaje pani Urszula.
Żeby w domu było ciepło pani Urszula pali w kuchni kaflowej, która znajduje się w kuchni. Nie jest to dla niej takie proste zadanie bowiem porusza się przy pomocy dwóch kul. Efekt jest taki, że często w domu bywa po 15 stopni. Sama chodzi na zakupy, ale pomagają też sąsiedzi.
- Dobrze, że blisko jest targ to jakoś te zakupy zrobię. Na święta sąsiadka przyniosła placka i inne rzeczy, od księdza dostałam paczkę. Trzeba się jakoś rządzić - podkreśla zadowolona.
Nieudana operacja
W 2013 roku pani Urszula przeszła operację. Miała obluzowaną panewkę endoprotezy stawu biodrowego.
- Po pierwszej operacji miałam nogę o 5 cm krótszą, potrzebna była kolejna operacja. Po niej chodziłam na zabiegi, po których strasznie gorączkowałam. Dopiero po antybiotykach mi przeszło. Spierdzielili tą operację. Teraz noszę specjalną opaskę i chodzę o kulach - podkreśla pani Urszula. - Mam zlecenie od lekarza na specjalny pas ortopedyczny, ale to też kosztuje, nie stać mnie. Do tego na obu oczach mam zaćmę, a skierowanie na zabieg dopiero na 2019 rok. Człowiek nie dociągnie. Biorę też leki na serce - dodaje. - Czasem to już się nie chce żyć, wszystko człowiekowi obrzydło - mówi.
Odszkodowanie się nie należy
Pani Urszula próbowała zdobyć pieniądze z PZU. Napisała stosowne pismo, pomógł w tym nawet radca prawny z Urzędu Miasta, ale niestety przyszło pismo wyjaśniające, że roszczenie nie może zostać przyznane, ponieważ PZU nie odpowiada za szkody powstałe w następstwie zalania poprzez niekonsekwentne lub nienależycie konserwowane: dach, ściany, balkony, tarasy lub okna. Po oględzinach uznano, że na skutek złego stanu technicznego pokrycia dachowego doszło do zalania sufitów i ścian trzech pomieszczeń. Powstała szkoda nie jest objęta ochroną ubezpieczeniową.
- Płaciłam składki przez 20 lat i nic się człowiekowi nie należy. Gdybym składała w domu, to coś bym z tego miała - mówi rozżalona.
Najważniejszy dach
Mimo skromnej emerytury pani Urszula nie prosi o wiele. Chciałaby wyremontować dach. W tej chwili pokryty jest papą, która w wielu miejscach jest oderwana. Zarówno w jednym, jak i w drugim pokoju zacieki pojawiły się na suficie i na ścianach.
- Prosiłam w MOPS-ie o pomoc, żeby zakupili mi papę. Znajomy, by mi ją położył. Powiedziano mi, że mi się nie należy, bo mam emeryturę i mogę zaoszczędzić. Jakbym miała pieniądze to sama bym sobie kupiła - mówi rozgoryczona. - Może znajdzie się ktoś kto pomoże. Okna też są stare do wymiany, ale w nie to wetkam koc i jakoś będzie. Najważniejszy jest dach. Jak będzie zrobiony mogłabym zrobić remont w domu - dodaje.
Komentarze opinie