Skarżysko-Kamienna, Suchedniów, Michniów, Wąchock, Marcinków, Skarżysko Kościelne - to trasa nocnej Ekstremalnej Drogi Krzyżowe, która odbyła się po raz pierwszy w powiecie skarżyskim. Droga Krzyżowa wyruszyła z piątku na sobotę spod Ostrej Bramy w Skarżysku-Kamiennej po wieczornej mszy świętej. W drodze krzyżowej udział wzięło 57 osób, jednak nie wszyscy dotarli na końcową stację, która miała miejsce w kościele pw. Świętej Trójcy w Skarżysku Kościelnym.
Ekstremalna droga krzyżowa to nowa forma duchowości. Polega na medytowaniu rozważań i zmaganiu się z własnymi słabościami. EDK to duchowość, która polega na tym, że wieczorem lub w nocy trzeba wyjść i iść minimum 40 kilometrów, musi być ciężko, pod górę i musi boleć, tak też było na trasie skarżyskiej drogi krzyżowej. To nie jest tylko wydarzenie religijne, ale przede wszystkich duchowe, gdzie można zbliżyć się do Boga, wejść z nim w relację. Kiedy już nie mamy sił, kiedy jest zimno i chce się spać, wtedy Bóg daje na dodatkowe siły, aby dotrzeć do celu. W czasie Ekstremalnej Drogi Krzyżowej obowiązywała Reguła Milczenia. Wyjątkiem od tej zasady było głośne odczytanie rozważań i modlitwa przy każdej stacji. Ekstremalna Droga miała charakter indywidualny, w razie jakichkolwiek nieprzewidzianych zdarzeń, uczestnik był zdany wyłącznie na własne siły.
- Uczestnicy ekstremalnej drogi krzyżowej do Skarżyska Kościelnego dotarli około godziny 7.00. Drogę krzyżową ukończyło 40 osób, dziesięć z nich przeszło całą ponad 50 kilometrową trasę, pozostałe 30 osób dotarło do Marcinkowa, stąd autokarem dojechali do Skarżyska Kościelnego - powiedział Piotr Sieczka, koordynator wydarzenia.
- Dzięki Bogu na trasie nie wydarzyło się nic tragicznego, wszyscy którzy chcieli zrezygnować na pewnym etapie zrezygnowali, ze względu na trudy wędrówki poprosili znajomych o transport z Wykusu czy Michniowa. Nikt nie został pozostawiony w lesie sam, nie trzeba było wzywać pogotowia czy innych służb. Pozostałej części grupy udało się dojść cało i zdrowo z licznymi bólami i bąblami na nogach, wszyscy byli zadowoleni z pokonania tak ekstremalnej trasy, to jest nie do porównania z pielgrzymką, z czymś innym - dodaje Piotr Sieczka.
- Chyba porwałem się z motyką na słońce - bez żadnego przygotowania postanowiłem wziąć udział. Przed samą wędrówką miałem wiele obaw co do mojej sprawności fizycznej, ale z drugiej strony "coś", "ktoś" nie dawał mi spokojnie żyć. W końcu postanowiłem spróbować i zobaczyć czy dam radę. Około. 4 w nocy miałem swój etap "zmagania". To właśnie wtedy bez pomocy Boga zostałbym w środku lasu, czego bardzo się bałem. Było mi niedobrze, miałem mroczki przed oczami i łapały mnie skurcze, co bardzo utrudniało dalszą wędrówkę. Właśnie wtedy zrozumiałem, co czuł Jezus kiedy szedł na Golgotę by każdemu z nas dać świadectwo swojej miłości - powiedział Wojciech Wydrzyński, uczestnik drogi krzyżowej.
Komentarze opinie