
Suchedniowianie na pudle w maratonie karpiowym V Carp Meeting Meus! Sławomir Kotwica i Patryk Głowala odnieśli ogromny sukces. W trwającym siedem dni międzynarodowym maratonie karpiowym V Carp Meeting Meus zajęli wysokie drugie miejsce, zdobyli też dwie inne nagrody.
Na łowisku ponad 50 hektarowym zbiorniku Uroczysko Karpiowe na Śląsku przez tydzień odbywały się prestiżowe zawody wędkarskie, V Carp Meeting Meus. Od poniedziałku do niedzieli 36 drużyny z całej Polski, ale także z Węgier, Słowacji i Holandii próbowało złowić jak największe karpie i amury. Łowili 24 godziny na dobę, nawet spali nad wodą, w namiotach. W maratonie karpiowym udział brała ekipa Meus Team z Suchedniowa Sławomir Kotwica i Patryk Głowala, która zajęła wysokie drugie miejsce. Do zwycięstwa zabrakło 250 gramów.
Złowiłem karpia, który ważył 25 kilogramów, to był największy karp, jaki został złowiony podczas całego maratonu tzw. Big Fish, za którego otrzymałem sombrero. Na każdych zawodach mitingu Meusa, za Big Fisha jest przyznawana nagroda w postaci sombrero: jesteś mistrz, złapałeś największą rybę. Ale to sombrero możesz stracić, jak tylko ktoś złowi większą rybę. Mnie się udało i przywiozłem tę nagrodę do domu - mówi Sławek Kotwica z Suchedniowa.
- Złapałem trzy ryby o łącznej wadze 60 kg. Karp 25 kg, karp 18 kg i prawie 17 kg. Do pierwszego miejsca zabrakło 250 gram - dodaje.
- Stanowiska są dosyć wąskie, i tę rybę trzeba dosyć mądrze prowadzić, żeby nie porwała zestawu. Zaciąłem rybę i do czasu wyciągnięcia jej z wody nie wiedziałem ile waży. Walczyłem jak z każdą jedną, to trwało około 15-20 minut. Ryba wzięła na odległości około 130 metrów. Podbierałem ją z brzegu, nie wypływałem pontonem, z którego można było skorzystać, ponieważ płoszy ryby. Ja postanowiłem wszystkie przyciągać do brzegu - opowiada Sławek Kotwica.
- Bardzo istotna jest przynęta, ja używam przynęt firmy Meus, nie będę zdradzał smaku, bo łapałem na nowość, ona dopiero będzie, ale była to kulka śmierdząca. Są kulki o smaku słodkim, pachnącym i są kulki o zapachach rybnych, dla laika śmierdzące - podkreśla wędkarz z Suchedniowa.
- Każde zawody karpiowe odbywają się w parach, ze mną był Patryk. W zespole musi być minimum dwie osoby - dodaje.
- To były jedne z większych zawodów w jakich brałem udział. Z każdymi zawodami nabiera się rutyny, ale przygotować się trzeba. To jest pięć dni i nocy wędkowania. Trzeba przygotować przynętę, ziarna itp. Na takich zawodach praktycznie się nie śpi, ewentualnie czuwa. To jest taki akwen, który przeważnie daje rybę nocą. Raczej się drzemie w dzień, po posiłkach. Wszystko zaczyna się wieczorem. Przygotowuje się łowiska, wywozi się zestawy, jest to cztery wędki na drużynę i czekamy na branie. To jest bardzo wyczerpujące. Są momenty, kiedy ryba nie daje spać. Masz co chwilę branie, to wystarczy, trzeba ściągnąć rybę, przygotować nowy zestaw, wywieźć go z powrotem, to jest godzinka. A zdarza się tak, że gdy wracasz masz kolejne branie. wtedy nawet nie myślisz o śnie - zaznacza Pan Sławek.
- Bardzo ważną rzeczą na takich zawodach jest losowanie. Na każdym łowisku są miejsca, które bardziej łowią lub mniej łowią w danej porze roku. Po losowaniu odetchnąłem, bo miałem w miarę możliwe stanowisko, czyli nie to najgorsze na dany okres. Z tyłu głowy było, że coś się złapię, zbiornik znałem, bo byłem już tu kilka razy i wiedziałem, że to miejsce, które wylosowałem, to było dobre miejsce - powiedział Sławomir Kotwica - Na pewno nie spodziewałem się aż tak dużej ryb - dodaje.
- Ja już kilka karpi ponad 20 kilogramowych złapałem. Ciężko jest oszacować rybę w wodzie. Wiedziałem, że już mam złapanego karpia 18 kg, jak zobaczyłem tak wielką rybę wiedziałem, że może on dać nam miejsce na podium. Tak też się stało, do pierwszego miejsce zabrakło nam 250 gram - mówi suchedniowianin.
Zbyszek Biber
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie