Charyzmatyczny reporter "Pytania na śniadanie" i prowadzący magazyn kulturalny "Lajk!" w TVP2. Uwielbia i umie rozmawiać z ludźmi, czego dowodem jest jego talk-show "Taka jak ty" w TVP Kobieta. Konferansjer, prowadził m.in. Ceremonie Otwarcia Eurowizji Junior 2019 i 2020 oraz koncerty Krajowego Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu. Z Mateuszem Szymkowiakiem, dziennikarzem i prezenterem telewizyjnym pochodzącym ze Skarżyska rozmawia Małgorzata Śpiewak.
- Pamiętasz jeszcze swój debiut telewizyjny?
- Oczywiście, mam wrażenie, że tego się nie zapomina. To był 2011 r. Telewizyjna Dwójka szukała młodego, charakterystycznego, wygadanego, interesującego się popkulturą chłopaka, który miałby współprowadzić pierwszą edycję "The Voice of Poland". Oglądałem wtedy "Pytanie na śniadanie", w którym informowano o castingu, postanowiłem się zgłosić. Zaproszono mnie do pierwszego etapu, później drugiego i trzeciego, finalnie bardzo długo nie mogłem uwierzyć, że wygrałem.
- Jak to się stało, że właśnie "chłopak ze Skarżyska" trafił do telewizji i stał się znanym dziennikarzem i prezenterem?
- Już jako dziecko byłem zafascynowany światem telewizji. Z biegiem lat okazało się, że mam predyspozycje do bycia dziennikarzem: jestem otwarty, ciekawy drugiego człowieka i świata wokół mnie, łatwo nawiązuję kontakty, lubię szybkie tempo pracy i dość nieźle piszę teksty. Za namową polonistki Marty Stojeckiej-Hanc, w pierwszej klasie liceum, podjąłem współpracę z "Tygodnikiem Skarżyskim", która trwała trzy lata i za którą do dzisiaj jestem wdzięczny redaktorowi Jarosławowi Babickiemu. A później wyjechałem na studia do Warszawy, praktykowałem w MTV i trafiłem właśnie do TVP2.
- Czym zajmowałeś się w "Tygodniku Skarżyskim"?
- Początkowo pomagałem przygotowywać teksty innym dziennikarzom, więc zbierałem wypowiedzi, gromadziłem statystyki, robiłem sondy. Po jakimś czasie zacząłem pisać własne teksty, głównie społeczne i kulturalne, okazało się, że to dla mnie dobry kierunek. Kiedy dzisiaj myślę o tym czasie, to mam wrażenie, że z Izą Szwagierek, Anitą Staszałek, Piotrkiem Stańczakiem i Mateuszem Bolechowskim z "Echa Dnia", który często przychodził do nas do redakcji, tworzyliśmy bardzo fajny zespół.
- Czy już w Warszawie zdobycie popularności i wielu ciekawych propozycji pracy w stosunkowo krótkim czasie, nie było jak rzucenie na głęboką wodę?
- Nie było to łatwe. Nagle, jako student, zacząłem prowadzić wielkie telewizyjne prime-time`owe show oglądane co tydzień na dużej antenie przez kilka milionów ludzi. Ale z perspektywy czasu jestem bardzo dumny z tego chłopaka, który wtedy, ponad dekadę temu, z głową pełną marzeń, wiary w siebie i swoje możliwości, pojechał na casting na Woronicza spełniać te swoje marzenia. A jeśli pytasz o zjawisko wody sodowej, to mam wrażenie, że szczęśliwie mnie ono ominęło. Pracy w telewizji nigdy nie traktowałem jako sposobu na pokazywanie się, a jako płaszczyznę, na której w pełni mogę realizować się zawodowo.
- Widzowie uwielbiają Cię z roli reportera w "Pytaniu na śniadanie". Podobno ten program to Twoje miejsce na ziemi?
- To prawda, to zresztą chyba widać, że doskonale czuję się w tym konglomeracie gości, tematów, miejsc. W programie jestem autorem licznych wywiadów, relacji, felietonów, wejść na żywo i oczywiście z doktorem Arturem Zagajewskim sobotniego cyklu botanicznego. Widzowie szczególnie go lubią, zresztą w ogóle dzięki pracy w "Pytaniu na śniadanie" spotykam się na co dzień z tak wieloma dowodami sympatii, że czasem jestem mocno onieśmielony.
- Jak czujesz się przed kamerą? Jest jakiś stres?
- W 2011 r., zaraz po "The Voice of Poland", prowadziłem z Grażyną Torbicką telewizyjnego Sylwestra we Wrocławiu. Podczas prób zapytałem ją czy z takim doświadczeniem jeszcze się denerwuje. Powiedziała, że bardzo, że to nieodłączny element tej pracy i tak potrzebny. W punkt!
- Pamiętasz jakieś śmieszne wpadki na wizji, które zdarzają się chyba każdemu prezenterowi?
- Proszę bardzo (śmiech). Tuż przed wakacjami współprowadziłem w Dwójce galę Miss Polonia i na "dobry wieczór" przekręciłem coś z numerkiem do głosowania. Kiedyś bardzo się takimi rzeczami przejmowałem i to nie było dobre. Dzisiaj obracam wszystko w żart, puszczam oczko, uśmiecham się. Media się zmieniły, sam jestem przecież widzem i mam wrażenie, że czasem odrobina luzu, jakaś wpadka w postaci przejęzyczenia czy dosłownego potknięcia, dobrze robią całości.
- Prowadzicie z Agnieszką Dziekan magazyn kulturalny "Lajk!". Masz jakiś szczególny sentyment do tego magazynu?
- Dobrze jest móc realizować w pracy swoją prywatną pasję, a taką u mnie jest kultura. Nieustannie chodzę do teatru, kina i na wystawy, czytam po dwie książki na raz, staram się być na bieżąco z nowościami muzycznymi. Taki jest "Lajk!". W szybki, kalejdoskopowy sposób pokazujemy co się dzieje, tu i teraz, gdzie warto pójść, co warto zobaczyć, czemu poświęcić czas. Wspaniale, że spotkaliśmy się w nim razem z Agnieszką Dziekan, bo bardzo podobnie myślimy o kulturze, telewizji i życiu w ogóle. Zapraszamy do TVP2 w soboty o 19:35 i niedziele o 17:05.
- Chyba zupełnie innym programem jest "Taka jak ty" w TVP Kobieta?
- Bohaterkami tego kameralnego talk-show są powszechnie znane Polki, gwiazdy filmu, telewizji, estrady czy sportu. Rozmawiam z nimi o życiu, o tym jak definiują swoje szczęście, czego się boją, za czym tęsknią, o czym marzą. Także o rolach społecznych i budowaniu relacji międzyludzkich, bo przecież to zawsze jest niesamowicie ciekawe. Nie rozmawiamy natomiast o czerwonych dywanach, ściankach i nadmiernym świetle reflektorów. Prawdziwe życie jest zupełnie gdzie indziej. Ten program zdecydowanie pojawił się w moim życiu w bardzo dobrym momencie.
- Musiałeś dojrzeć?
- Żeby prowadzić taki program, to niezbędne. Musiałem też zrobić po drodze kilka innych telewizyjnych projektów, bo wbrew pozorom rozmowa jeden na jeden, jest z nich wszystkich najtrudniejsza.
- Jest taka najbardziej wzruszająca, poruszająca historia opowiedziana w tym programie?
- Wspólnie z wydawczynią Anną Lewandowską chcemy, żebym z każdą z bohaterek mógł podjąć tematy społeczne, z którymi bezpośrednio lub pośrednio mogą utożsamić się widzowie. Justyna Steczkowska opowiadała mi o bardzo trudnym czasie, kiedy żegnała się w życiu ze swoją mamą, Teresa Lipowska o tęsknocie za mężem i pielęgnacji pamięci po nim, Maryla Rodowicz o bolesnym doświadczeniu rozwodu, Cleo o podnoszeniu się po zdradach ze strony mężczyzn, a Olga Bończyk o wychowywaniu w "cichym", głuchoniemym domu. Jak widzisz, każda bohaterka, a było ich już 30, to inna rozmowa. Wspaniałe było spotkanie z Carlą Bruni-Sarkozy. Początkowo nie wiedziałem na ile mogę sobie pozwolić, to w końcu była Pierwsza Dama Francji. Finalnie rozmawialiśmy jakbyśmy się znali od lat, a Carla na wizji zaprosiła mnie do siebie na obiad. To, co jest wielkim sukcesem tego programu, to jego niespotykana wręcz cytowalność w mediach. W trakcie premierowych tygodni, weekendy w internecie zdominowane są fragmentami wywiadów z "Taka jak ty".
- Podobnie było z wywiadem z Marianną Dufek, który przeprowadziłeś dla "Fashion Magazine", z którym współpracujesz.
- Obserwowałem Mariannę Dufek w mediach i zastanawiałem się jaka tak naprawdę jest. Byłem jej szalenie ciekawy. Poznaliśmy się przelotnie kilka lat temu na pokazie mody w Katowicach, później, gdy w 2019 r. robiliśmy Eurowizję Junior na Śląsku, mijaliśmy się na korytarzu TVP Katowice, gdzie Marianna od lat pracuje. Kiedy zmarł Kamil Durczok, postanowiłem zaproponować jej wywiad. Wyszedł portret niezwykłej kobiety. Niepoddającej się, mimo trudnych przeżyć. Silnej, bo bez siły by ich nie przetrwała. O życiu obok Kamila Durczoka i życiu po tym życiu. Oczywiście, zdawaliśmy sobie sprawę, że rozmowa będzie szeroko komentowana, jednak nikt nie przypuszczał, że aż taka będzie skala, że prawie przez trzy tygodnie w mediach będzie się o niej dyskutować, analizować jej poszczególne fragmenty. Ale bardzo się cieszę, bo to rozmowa do bólu szczera, przełomowa. Jestem wdzięczny Mariannie, że mi zaufała, dziś się kolegujemy.
- Aktualnie na rynku jest numer z wywiadem z Antoniną Kondrat i wiesz, że znów jest głośno?
- Po wywiadzie z Marianną Dufek, redakcja "Fashion Magazine" zapytała mnie o kolejną bohaterkę. Dość szybko zaproponowałem Antoninę Kondrat. Dlaczego? Bo od zawsze projektuje żyje po swojemu, na własnych zasadach. Podobnie jak Marianna jest silna, ale przez lata wybierała milczenie. Ich historie są zupełnie inne, ale fundamentalnie są do siebie bardzo podobne. I tak, sam nie mogę uwierzyć w to, że numer po numerze, mam takie wywiady i takie bohaterki.
- Masz czas, by w tym wszystkim utrzymywać kontakty ze znajomymi ze Skarżyska?
- Mimo, że na co dzień mieszkam w Warszawie, na bieżąco wiem, co dzieje się w Skarżysku. Rozmawiamy z rodzicami codziennie, mam także stały kontakt z moimi przyjaciółmi: Kubą Szaniawskim, z którym, jako jedynacy, wychowywaliśmy się na skarżyskiej Milicy niczym bracia oraz Sebastianem Iskrą, z którym chodziliśmy razem do "Erbla". Zresztą z rodzinami Kuby i Sebastiana, znamy się tak dobrze, że widujemy się także w każde kolejne Święta, co bardzo sobie cenię.
- Wspomniałeś o "Erblu". Jakim byłeś uczniem?
- Bardzo dobrym, choć trochę niepokornym, dyskutującym, co oczywiste, zadającym bardzo dużo pytań. Działałem w szkolnych samorządach, prowadziłem apele, uczęszczałem na przeróżne koła zainteresowań. Zawsze miałem świadectwa z wyróżnieniem. Świetnie wspominam naukę w "Erblu", system i poziom nauczania oraz osobowości nauczycieli.
- Często przyjeżdżasz do Skarżyska?
- Przynajmniej raz na dwa tygodnie przejeżdżam z ekipą przez Skarżysko w drodze na jakieś nagrania. Moja mama uwielbia gości, więc czasem na obiad zatrzymujemy się właśnie u nas w domu na Rejowie. A prywatnie przyjeżdżam, jak tylko mogę, zawsze jestem w Święta. Teraz będę w najbliższy weekend.
- Ulubione miejsce w Skarżysku?
- Kilka miesięcy temu załatwiałem jakieś sprawy na Milicy i wjechałem samochodem w podwórko przy ulicy Norwida 11, na którym się wychowywałem. Byłem tam pierwszy raz od wielu lat! Niewiele się zmieniło. Huśtawki wciąż stały w tym samym miejscu. Odżyły we mnie piękne wspomnienia. W Skarżysku na pewno bardzo lubię las między Borem, a Rejowem, sam Zalew Rejów oraz oczywiście Miejskie Centrum Kultury. To zabawne, ale zapach pasty do podłogi w tym budynku, jako dziecku, kojarzył mi się... właśnie z kulturą! A w ogóle, to w ostatnim czasie wiele dobrego się tam dzieje. Podobnie jak od lat w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej.
- Na koniec wakacyjnie, w końcu lato w pełni. Jakie plany?
- Na razie mam za sobą takie city-breaki. Byłem kilka dni w Sztokholmie i kilka na weneckim Biennale Sztuki. A teraz, właśnie wróciłem z Wiednia i Bratysławy. Dłuższe wakacje dopiero jesienią, pewnie w październiku lub listopadzie, marzy mi się Madagaskar.
Małgorzata Śpiewak
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie