
"Tosia, Antosia, Tosiula... 07.10.2019-16.01.2023" - wymowny wpis taty małej Tosi, która zmagała się z guzem mózgu rozdziera serce na milion kawałków. Choć rodzice byli świadomi, że ich dziecko umiera, trudno pogodzić się z tak bolesną stratą...
"Tosia, Antosia, Tosiula... 07.10.2019-16.01.2023" - napisał w poniedziałkowy wieczór (16 stycznia) na portalu społecznościowym, Paweł Czarnecki, tata 3-letniej Tosi, u której w lutym ub. roku zdiagnozowano guza mózgu.
Podejmowane próby leczenia w kraju i zagranicą, organizowane eventy i zbiórki na rzecz Dzielnej Tosi niestety nie przyniosły oczekiwanego efektu. Z każdym dniem było tylko gorzej, co pogłębiało cierpienie wyczerpanej leczeniem kruszynki.
- Nadszedł ten smutny dzień, w którym musimy powiedzieć, że to już koniec. Dzisiejszy (28 grudnia) rezonans pokazał nowy większy i mocniejszy rozsiew w głowie i rdzeniu kręgowym. Niestety nasz plan drugiej linii leczenia rozsypał się. Zostały nam prawdopodobnie ostatnie godziny, dni do spędzenia z Tosią. Dziękujemy, że byliście z Tosią, z nami przez ten czas - pisali pod koniec grudnia rodzice Tosi.
Rozdzierający serce wpis, jeden z ostatnich pojawił się 7 stycznia... Było też przy nim zdjęcie. Jak napisał pan Paweł: jedno z ostatnich rodzinnych zdjęć...
- Chcielibyśmy napisać coś pozytywnego, ale ciężko w tych chwilach znaleźć jakiekolwiek pozytywy. Może jedyny, że Antosia jeszcze jest z nami, żyje, oddycha, trochę mówi. Niestety na jej buzi nie zobaczymy już uśmiechu, radości. Z każdym dniem, godzinami mamy jej mniej. Pojawiają się kolejne stany padaczki, oczka uciekają, coraz większy problem z mową, z jedzeniem. Wszyscy cierpimy, ale niestety najbardziej nasza ukochana mała Antosia, której niebawem z nami nie będzie - pisali rodzice Tosi.
Iskierka zgasła, mała Tosia odeszła, w sercu pozostał ogromny smutek...
Dramatyczna walka z czasem i potwornym guzem mózgu, który rozsypał na milion kawałków życie szczęśliwej dotąd rodziny rozpoczęła się w lutym 2022 roku. 2,5-letnia wówczas Tosia z dnia na dzień stanęła na granicy życia i śmierci.
Rodzice dziewczynki wiedli zwyczajne, beztroskie i szczęśliwe życie, oczekując na narodziny trzeciej pociechy, gdy pierwsze niepokojące sygnały dały znać o sobie. Zauważyli, że Tosia chwieje się po wstaniu z łóżka. Kilka dni później pani ze żłobka zadzwoniła, że dziewczynka nie może wejść na łóżko.
- Pojechaliśmy od razu na SOR, tam zrobili USG stawów biodrowych, kolanowych i odesłali nas do domu na obserwacje. Miesiąc później po krótkiej jeździe samochodem do sklepu, po 5 minutach Tosi było niedobrze, chciała wracać, od razu po powrocie do domu szła spać. Zaczęła inaczej chodzić, miała dłuższe dłuższe drzemki w ciągu dnia. Zauważyliśmy, że odwraca głowę podczas oglądania bajek. Jej oczka zaczynają zezować - pisali na profilu społecznościowym rodzice dziecka.
Rodzina trafiła na Szpitalny Oddział Ratunkowy w Kielcach, gdzie wykonano tomografię. Wynik był bezlitosny: guz mózgu. Zapadła decyzja o transporcie do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
Pierwsza operacja - usunięcie wodogłowia i pobranie materiału do biopsji były kluczowe. Wynik badania okazał się bardzo zły. Pineoblastoma - niestety guz złośliwy IV stopnia. Konieczna była natychmiastowa operacja. Pięć długich godzin oczekiwania i niepewność jakim rezultatem ona się zakończy. Każdy scenariusz był możliwy...
- Dodatkowe badanie rezonansem magnetycznym nie było optymistyczne. Wynik, kręgosłup czysty, głowa - niestety jest coś dodatkowego, czego lekarze nie zauważyli przed operacją i w trakcie i nie usunęli, guz wielkości kilkunastu milimetrów!
Na początku kwietnia Tosia rozpoczęła chemioterapię w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Od tego czasu szpital stal się drugim domem dla rodziny, która powiększyła się w czerwcu.
Ruszyła lawina pomocy i wsparcia w tych trudnych chwilach. W sieci oraz poprzez różne eventy zbierano fundusze na leczenie oraz dokładne zdiagnozowanie guza Tosi. Podjęto się konsultacji z klinikami poza granicami kraju, co dawałoby większe szanse na wyleczenie.
Konsultacje prowadzono zarówno w Europie, jak i w USA. Ogromne nadzieje pokładano w protonoterapii w Essen (Niemcy), gdzie Tosia wyjechała latem razem z tatą. Początkowo leczenie przynosiło efekty. Niestety kolejne wyniki nie pozostawiały złudzeń. Nastąpiła wznowa i pojawiły się kolejne ogniska raka. Tosia bardzo cierpiała. W poniedziałkowy wieczór odeszła...
Ewelina Jamka
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie