Gdy stwierdzili, że etap przygotowawczy został zakończony, postanowili wyruszyć na przygodę życia.
- Zmierzch już zapadł, kiedy około godz. 18 znaleźliśmy się w Kielcach. Dzierżąc w rękach tablicę z napisem "DOOKOŁA ŚWIATA" próbowaliśmy "złapać" autostopa - wspomina Jacek Słowak.
- Szczęście dopisało nam dopiero na moście w Zgórsku. Zatrzymał się pewien człowiek, pytając nas: "Dokąd chcecie jechać?". Kiedy odpowiedzieliśmy, że "Dookoła świata!", zapytał: "Jesteście pijani?", "Nie, skądże znowu!", " Musicie być w takim razie naćpani!" - "Nie, mówimy bardzo poważnie, wyruszamy właśnie w wyprawę dookoła świata. Chcemy okrążyć kulę ziemską" - "Musicie być jacyś chorzy" - skwitował, po czym zaprosił nas do samochodu - opowiada pan Jacek.
Tak dotarli do Krakowa, gdzie na dworcu czekali na nich znajomi, którzy mieli później dołączyć do nich na azjatyckim etapie podróży.
- Razem z moim towarzyszem Majkim, z którym odbyliśmy już wiele podróży w rejony Europy Środkowej i Południowej, ustaliliśmy, że nie będziemy zatrzymywać się w państwach sąsiadujących z Polską: w Czechach i na Słowacji, a pierwszy przystanek zrobimy na Węgrzech w Budapeszcie. Spędziliśmy tam jedynie kilka godzin, czekała nas bowiem długa droga do Turcji. Pociągiem dotarliśmy do Istambułu - tam chwyciliśmy wiatr w żagle i poczuliśmy, że wyprawa zaczyna nabierać rumieńców - podkreśla pan Jacek.
Poszukiwali znamion polskości
W Istambule postanowili zwiedzić dom, w którym swego czasu żył Adam Mickiewicz.
- Dom stoi do dziś i pełni funkcję muzeum poświęconego polskiemu wieszczowi. Piwniczkę domu zamieniono na kryptę, znajduje się tam czarny grobowiec z jasnym krzyżem i napisem: "Miejsce czasowego spoczynku Adama Mickiewicza. 26 listopad. 30 grudzień 1855". Nad grobowcem - wizerunek Matki Bożej Ostrobramskiej. To symboliczny grób poety. Niestety nie jest to dokładnie ten dom, którego wnętrza gościły Adama Mickiewicza. W 1870 r. uległ zniszczeniu w pożarze, został odbudowany z ruin, innym razem zawalił się dach. Obecnie, odnowiony, jest jednym z lepiej prezentujących się budynków w dzielnicy, choć muszę przyznać, że sam jej widok czy nieprzyjemne zapachy unoszące się w powietrzu i wszechobecny brud działają odstraszająco. Bardzo trudno też odnaleźć właściwy budynek w plątaninie wąskich, podejrzanych uliczek. Jednakże wizyta w muzeum była dla nas priorytetem - mieliśmy szczęście i zdążyliśmy przed jego zamknięciem - wspomina pan Jacek.
Kolejnym celem było zwiedzenie Hagii Sophii.
- Nie zwiedzić tego miejsca, to jak pojechać do Rzymu i papieża nie widzieć. Musieliśmy odwiedzić ów wspaniały zabytek zbudowany w VI w. przez cesarza Justyniana. Na temat powstania tej monumentalnej świątyni krąży wiele legend, wedle których np. do jej budowy miało zostać użyte drewno pozostałe po Arce Noego, znane są również podania o zastępach Aniołów strzegących budowli. Była świadkiem krwawych buntów, wojen, upadków i narodzin imperiów. Przez setki lat służyła religii chrześcijańskiej, natomiast 28 maja 1453 r. po tym jak zostało odprawione ostatnie w jej dziejach nabożeństwo do Konstantynopola wkroczyły wojska sułtana Mehmeda II - Hagia Sophia stała się meczetem muzułmańskim. Stopniowo do bryły świątyni dobudowano minarety, których obecnie jest 4. Od 1935 r. budowla jest obiektem muzealnym - dodaje.
Zwiedzili również równie słynny Błękitny Meczet.
- Należy przyznać, że dzieło sułtana Ahmeta robi duże wrażenie - mówi pan Jacek.
Noc bogata w atrakcje
W Stambule noc spędzili w jednym z hosteli, w piętnastoosobowym pokoju urządzonym na dachu budynku.
- Temperatura spadła, zapowiadała się zimna noc. Nie dość, że zimna, to na dodatek bogata w "atrakcje". W toku wieloletniej mojej przyjaźni z Majkim i po wielu wspólnych podróżniczych eskapadach wiem, że gdy akurat śpimy nieopodal siebie, to Majki ma zwyczaj w czasie snu zarzucić czasem na mnie swoją nogę. Tak więc i tym razem leżąc w półśnie poczułem, że spadł na mnie znajomy ciężar - odwróciłem się, żeby wysłać nogę kumpla z powrotem na należne jej miejsce i osłupiałem kiedy moim oczom ukazał się ogromny szczur! Szczur, którego pomyliłem z nogą kolegi - wspomina Jacek Słowak. - Gwałtownie obudzony przeze mnie Majki zaalarmowany, że chodzi po mnie szczur, ze stoickim spokojem skwitował: "Daj mu w łeb i śpij dalej." Szczur dostał w łeb, a ja poszedłem spać. Spokój nie potrwał długo, bo znowu zostaliśmy obudzeni przez przenikliwy pisk - na pustym posłaniu obok mnie urządziły sobie bitwę szczur i bezpański kot! Tym razem postanowiłem nie mówić Majkiemu, że szczury znów przypuściły atak, zawinąłem się w śpiwór i obserwowałem walkę. Sebastian (towarzyszący nam na tym etapie podróży) miał dość - zaczął więc rzucać poduszkami w rozjuszonego szczura, żeby wypłoszyć zwierzęta. Bez rezultatu. Dopiero pewien Francuz, obudzony jazgotem chwycił swoją poduszkę i cisnął nią w kota - wtedy walka została przerwana, a zwierzęta uciekły - dodał.
Oddali cześć Marianowi Langiewiczowi
W azjatyckiej części Istambułu odwiedzili brytyjski cmentarz wojskowy Haydarpasa, gdzie pochowano brytyjskich żołnierzy poległych w Wojnie Krymskiej. Wśród nich spoczywa generał Marian Langiewicz, w Turcji znany jako Langie Bey.
- W dowód pamięci złożyliśmy kwiaty przy jego grobowcu. U źródeł całego pomysłu wyprawy dookoła świata legła idea poszukiwania znamion polskości wszędzie, gdziekolwiek się znajdziemy. Oddawszy hołd pamięci zmarłych pragnęliśmy dotrzeć do żyjących na tych terenach Polaków - podkreśla Jacek Słowak.
Kiedy dowiedzieli się, że na terenie miasta znajduje się polska osada Polonezkoy, zwana dawniej Adampolem, postanowili tam dotrzeć.
- Leży ona na obrzeżach Istambułu, w azjatyckiej części miasta. Trafić tam było trudno, z uwagi na koszmarne połączenie komunikacyjne, a właściwie jego brak, ale w końcu udało się. Znalazłszy ulicę o polsko brzmiącej nazwie wiedzieliśmy, że to miejsce, którego szukaliśmy. Zostaliśmy serdecznie przyjęci przez wójta Polonezkoy pana Fryderyka Nowickiego, który natychmiast zaprosił nas do siebie - opowiada pan Jacek. - Obok jego domu stoi stodoła, którą przerobił on na muzeum polskiej osady. Po wspólnym obiedzie odwiedziliśmy znajdujący się tam Polski Cmentarz Katolicki. Był to dzień uroczystości Święta Zmarłych. Spotkaliśmy tam konsula generalnego Polski w Istambule Grzegorza Michalskiego. Zostaliśmy ostrzeżeni, że zbliżające się wybory i związane z nimi rozmaite manifestacje mogą sprawić, że w mieście będzie niebezpiecznie - lepiej było więc ruszyć w dalszą drogę nie zwlekając. Wsiedliśmy do nocnego autobusu, który jechał w kierunku Kapadocji - dodaje.
Urokliwa Kapadocja
- Nasza podróż do Kapadocji rozpoczęła się ok. północy i trwała do godzin popołudniowych. Kraina ta przez wielu uważana jest za najpiękniejsze miejsce w Turcji. Kapadocja to królestwo wulkanicznego pochodzenia skał tufowych. Tysiące km kw zostały przez aktywne przed milionami lat wulkany pokryte lawą, która z czasem przekształciła się w miękki tuf z domieszką, gdzieniegdzie bazaltu. Wiatr we współpracy z rzeką i deszczem pracowicie przez wieki rzeźbiły kolumny i filary, wycinały kręte wąwozy i budowały kominy skalne. Fantazyjne formacje, łagodnie pofalowane zbocza wzgórz, czy też ostro wybijające się w górę tufowe kolumny z bazaltowymi kapeluszami osadzone są w miękkim kobiercu roślinności, która obfituje w różne barwy. Jest to zapierające dech w piersiach widowisko natury trwające od milionów lat - księżycowa ziemia - podkreśla pan Jacek.
Zwiedzili podziemne miasto - Derinkuju złożone z pięciu kondygnacji, sięgających głębokości 60 m.
- Oszacowano, iż mogło dawać schronienie nawet 20 tysiącom ludzi. Połączone jest 8 kilometrowym tunelem z miastem Kaymakli (po turecku oznacza to "Śmietankowe Miasto"), które także w całości znajduje się pod ziemią. Niesamowite jest to, że podziemne miasta nie są wyłącznie obiektami muzealnymi, które można jedynie zwiedzać - miasto bowiem żyje, wiele z pomieszczeń jest użytkowanych do dziś i zaadaptowanych na potrzeby turystów - wiele z nich służy dziś jako stajnie, piwnice, czy składy, a swoistą atrakcję stanowi nocleg w wydrążonych w ścianie pomieszczeniach. Tam właśnie zostaliśmy na nocny odpoczynek po 40 kilometrowym trekkingu. Spaliśmy w dość ciasnych pomieszczeniach, a każde było wyposażone w łóżka polowe - mówi pan Jacek.
Mieli możliwość podziwiania piękna Kapadocji z pokładu balonu.
- Udaliśmy się na całodniowy rejs. Kiedy w jednej chwili jeden po drugim wzbijały się w niebo dziesiątki kolorowych statków powietrznych, a potem płynęły powoli i łagodnie wśród obłoków, można było poczuć się jak w bajce - mówi pan Jacek. - Dane nam było podziwiać wschód Słońca nad Kapadocją - słowa nie odzwierciedlą piękna, jakim wypełniona była ta chwila, na pewno zostanie w pamięci do końca życia. Podziwialiśmy księżycowe krajobrazy z lotu ptaka przez cały dzień. Potem, gdy nadchodził wieczór, szliśmy już wzdłuż drogi łapiąc autostopa...
Komentarze opinie